Okiem Kojota: Pękło mi dziś hokejowe serce...
Trochę dziś nie umiem sobie znaleźć miejsca. Moje dwie największe pasje to muzyka i hokej. Dziś przyszło mi wspominać i opłakiwać istotne postacie z obu dziedzin. Dziś urodziny świętowałby jeden z najlepszych wokalistów historii rock’n’rolla – Chester Bennington z Linkin Park. Jednak moje hokejowe serce pękło na pół wczorajszego wieczoru. Tak oto okazało się, że jeden z największych postrachów lodowisk NHL lat 90. i początku 2000 nigdy już nie opowie swojej historii. Przerażające spojrzenie zawodnika ustąpiło spojrzeniu przerażonemu. To był jeden z tych graczy, o których czytałem w kółko i chciałem być jak on. Wódz Wieczna Kara, jak go kiedyś nazwałem, czyli Chris Simon, odebrał sobie życie. Miał 52 lata.
Laurka
Ponad 101 bójek, ponad 1800 minut kar ale i ponad 300 punktów w niemal 800 meczach, a także Puchar Stanleya w barwach Colorado Avalanche. 15 sezonów w najlepszej lidze świata to dorobek, którym nie może poszczycić się prawdopodobnie jakieś 95% ochroniarzy na lodzie. Gracz obdarzony piekielną siłą, zarówno siłą ciosu, jak i przy zagraniach ciałem. Jednocześnie zupełnie zgrabnie podający, potrafiący strzelać bramki przy dobrych podaniach. To był enforcer, ale raczej z tej górnej półki – zawodnik bardziej uniwersalny, przynajmniej przez część swojej kariery.
Za co uwielbiały go dzieciaki?
…do których ja się zaliczałem? Pod koniec lat 90. przeczytałem o nim artykuł w „Piłka nożna plus”, gdzie poświęcono mu całą stronę. Już wtedy opisywano go jako absolutnego potwora, monstrum do krzywdzenia innych. Dodatkowe wrażenie zrobiło na mnie zdjęcie zamieszczone w artykule. Patrzący „z byka”, pochylony, oparty na swoim kiju Indianin z kruczoczarnymi włosami spływającymi mu po ramionach.
Całość uzupełniał absolutnie genialny jersey Washington Capitals – ten z orłem gotowym do polowania. Taka reklama musiała zaowocować w sercu świeżo upieczonego hokejowego maniaka czystą miłością. Zacząłem bardzo mocno przyglądać się Simonowi.
Do upadłego albo wcale
Chris nie uznawał defensywy podczas bójek. Nie rozumiał też stosowania półśrodków. Gdy rzucał rękawice, odrzucał je tak, jak gdyby chciał by doleciały na miejsce w szatni. Gdy krzyżował pięści, lał się tak długo, aż padł on albo rywal. Jego zakrwawiona twarz nieraz zdobiła artykuły wszystkich najbardziej poczytnych portali i gazet. Chris uderzał niezwykle mocno, nie odchylał się by unikać ciosów – interesowało go ich zadawanie, przyjmowaniem dużej ich liczby zdawał się nie przejmować.
Bił się z największymi. Zlał Boba Proberta, Tie’a Domiego czy Dereka Roya. Przerażony na myśl o bójkach z nim był Riley Cote czy Rick Tocchet. Simon nie mówił wiele, co tylko potęgowało jego wizerunek. Jak mawia John Scott – kiedy ktoś dużo pyskuje, z reguły nie jest wcale taki straszny. Najbardziej trzeba się bać tych enforcerów, którzy nie mówią nic. Simon nie odzywał się prawie wcale. Wystarczyło, że spojrzał na kogoś, a ten ktoś doskonale wiedział, że czeka go urazówka.
Kiedy się odzywał, nie zawsze było to najszczęśliwsze. Nowoczesny świat od dawna nie potrafi poradzić sobie z faktem, że Simon słynął z odzywek rasistowskich. Najczęściej takimi uprzejmościami (ze wzajemnością) częstował się z…czarnoskórym Donaldem Brashearem. W efekcie rdzenny Amerykanin i czarnoskóry Kanadyjczyk wyzywali się ze względu na swoje karnacje. Wielu sędziów próbowało tego faktu nie słyszeć zwyczajnie z braku narzędzi do zwalczania procederu. Ofiarami tych nie najmądrzejszych wyzwisk byli również chociażby Mike Grier czy Anson Carter.
– Myślałem, że człowiek tak dumny z dziedzictwa nie posunie się do takich rzeczy – mówił Ron Low, trener Edmonton Oilers,.
Chris Simon pochodził z plemienia Ojibwa, zamieszkującego niegdyś chociażby tereny dzisiejszej prowincji Ontario. Hołd swojemu pochodzeniu oddawał poprzez długie włosy, które miały stanowić o sile wojownika, a także tatuaże ważne z symbolicznego punktu widzenia.
Życie skończyło się po hokeju
Simon zarobił ponad 15 milionów dolarów w trakcie swojej kariery w NHL i nie tylko. Nie był jednak w stanie zarabiać pieniędzy poza lodowiskiem. Kontuzja kolana, która zakończyła jego karierę ponad dekadę temu w KHL, sprawiła że nie był w stanie on podjąć żadnej pracy. Co gorsza jednak, istotnie przyczyniła się do poważnego kryzysu psychicznego. Simon wpadł w depresję, nałogi, a niemożność podjęcia pracy sprawiła, że „miał na to czas”. Nie był w stanie płacić alimentów na dzieci, a inwestycja w postaci szkółki hokejowej szybko podupadła z powodu nieumiejętności regularnej pracy.
W 2017 roku były ochroniarz miał już pół miliona dolarów długu i drewnianą chatkę, której nie umiał ani utrzymać ani sprzedać. Zawodnik miał stwierdzoną ciężką depresję, alkoholizm i coraz mniejsze szanse na utrzymanie siebie i dzieci. W 2017 roku zalegał już z alimentami na kwotę ponad 120 tysięcy dolarów i od kilku lat pobierał zasiłek i rentę z tytułu niepełnosprawności spowodowanej karierą hokeisty. Zagubienie, nerwica, napady złości – to wszystko pogłębiało i tak już bardzo poważny stan.
Pękło mi serce…
Gdy gruchnęła wieść o śmierci krewkiego członka plemienia Ojibwa, coś we mnie pękło. Jeden z idoli dzieciństwa odszedł gnany z boku na bok przez demony i nieszczęścia. Teoretycznie milioner, a w praktyce człowiek, któremu jego własne demony zabrały wszystko. Jego rodzina już mówi o encefalopatii gąbczastej i o tym, że „jest przekonana, że ją miał”. Wcale by mnie to nie zdziwiło, natomiast jedynie pośmiertna sekcja może to wykazać – do tego momentu są to jedynie przypuszczenia, których natury nie mam ochoty tu dociekać.
Jeden z moich hokejowych idoli i powodów, dla których do dziś uwielbiam i kibicuję wszystkim zawodnikom grającym na co dzień w czwartych formacjach, odebrał sobie życie. Nigdy go nie spotkam, nie powiem że w trudnych chwilach patrzenie na jego „badassowe” zdjęcie w magazynie piłkarskim na chwilę dawało mi poczucie siły. Jestem pewien, że przyjął to wyzwanie i rzucił rękawice do bójki. Tym razem jednak to rywal był górą.
Jeśli czytasz ten tekst, a również mierzysz się z takimi myślami – to może ja byłem tam, gdzie jesteś Ty. Bardzo proszę, poszukaj pomocy, poproś o nią najbliższych. To żaden wstyd. Zrób to przede wszystkim dla siebie. A jeśli nie dla siebie, to być może dla kogoś o kim nie wiesz, a dla kogo jesteś idolem i jego serce jest również w Twoich rękach…
Komentarze
Lista komentarzy
PanFan1
To ja dorzucę coś od siebie, jeżeli uważasz że świat ci spadł na łeb, weź do łaby Ewsngelię Św. To tylko moja drobna sugestia.
Tomunio82
💪💪💪💪🔥🔥🔥
narut
te wszystkie instytucje sformalizowane pomocowe (psychologiczne i tym podobne) w tego typu przypadkach winny pełnić li tylko rolę pomocniczą, problem jest zdecydowanie głębszej natury i polega na rozbiciu, zwłaszcza w świecie anglosaskim, zdrowych więzi społecznych począwszy od fundamentu każdej społeczności czyli rodziny.. stąd problem alienacji i wyobcowania z tego typu dramatami jako finałem (w poważniejszej sytuacji kryzysowej)... a u podłoża tego typu destrukcji więzi zdrowych społecznych leży sekularyzacja - czyli wręcz programowe i odgórnie narzucane zapoznanie ogniskowej kultury ludzkiej jakim jest religia.. zdrowa i dorzeczna religia.. czyli w naszej kulturze chrześcijańska..
Grzybek
https://youtu.be/8Qt-QXs8XbM?si=JmGgRRgyLFzN28MD